19-07-2006 13:49
Tajemnica Toola
W działach: Muzyka | Odsłony: 136
Miało być o Nelly Furtado, ale Tool ma chwilowo pierwszeństwo.
Przed jednym sylwestrem (przed imprezą, po południu znaczy) wróciłem do domu od koleżanki ze stosikiem kompaktów. Wyciągnąłem od niej chyba pełnego Mansona (Manson rządzi). Stwierdza się, że koncertówka "The Last Tour on Earth" to jego najlepszy album.
Jakiś czas temu ta sama koleżanka niemal wmusiła we mnie dyskografię Toola. Generalnie Toola nie znam (słyszalem kiedyś tam jeden utwór, ale było to dawno i nie za bardzo mi podeszło). Jak to zwykle czynię, dałem zespołowi wartość "0" i zacząłem ustalać czy Tool to to, co tygryski lubią najbardziej. Lub choć trochę lubią. Jak na fana Star Wars przystało, jako pierwszy do przesłuchania wziąłem album ze środka - Lateralus.
No i tu powstał pierwszy, nie rozwiązany jak dotąd, problem. Mianowicie: czym do cholery jest Tool? Co to jest? Do czego to porównać? Bo znacznie łatwiej mi ocenić muzykę, jak mam ją z czym porównać. Nie wiem czemu. Na Last.fm napisali, że to "progressive rock" bądź "progressive metal". No sorry, ja tu słucham muzyki, nie walczę ideologicznie o tróó metal, death metal, black metal i inne śmieci. Co to znaczy, że Tool jest "progressive metal"? Dziwny ten Tool.
Manson jest Mroczny. I Zły. Przez duże "M" i duże "Z". Bo mamy takie pseudo-satanistyczne Cradle of Filth, gdzie baba drze mordę w niebogłosy, koleś szarpie struny bez ładu i składu, a wychodzi z tego generalnie hałas. Nie muzyka, hałas. Używam Kredek do perswadowania matce, że najwyższy czas już opuścić mój pokój. A Manson jest Mroczny. Tool też jest mroczny. Ale w inny sposób. I nie zawsze. Dziwny ten Tool.
Pierwsze wrażenie: coś na pograniczu kiczu-brzyndolenia i jakiejś cudownej odmiany dobrego rocka. Chyba najlepszym przykładem jest tu para "Parabol" i "Parabola". O ile pierwsze jest niczym więcej jak ww. smętnym brzyndoleniem, o tyle drugie ma już dynamikę, dramatyzm, mocniejsze uderzenie. Inna sprawa, że oba utwory tworzą bardzo dobrą całość... Dziwny ten Tool.
Wracając do początku albumu (fani SW chyba autentycznie mają wrodzone problemy z poprawną kolejnością... :>). Zaczyna sie dość obiecująco - od "The Grudge". A dalej mamy "Eon blue apocalypse". I po co to komu? Dalej. Nie wiem co mam sądzić o "Disposition" i "Reflection", jakies to takie... dziwne. Reszta jest generalnie bardzo dobra. Ze wskazaniem na "Schizm" i "Lateralus".
Chyba lubię Toola. Nie zależnie od tego, co oznacza "progressive rock"...
I tak, wiem, że w tym konkretnym przypadku fragmenty utworów nie dają kompletnie żadnego obrazu o muzyce.
Przed jednym sylwestrem (przed imprezą, po południu znaczy) wróciłem do domu od koleżanki ze stosikiem kompaktów. Wyciągnąłem od niej chyba pełnego Mansona (Manson rządzi). Stwierdza się, że koncertówka "The Last Tour on Earth" to jego najlepszy album.
Jakiś czas temu ta sama koleżanka niemal wmusiła we mnie dyskografię Toola. Generalnie Toola nie znam (słyszalem kiedyś tam jeden utwór, ale było to dawno i nie za bardzo mi podeszło). Jak to zwykle czynię, dałem zespołowi wartość "0" i zacząłem ustalać czy Tool to to, co tygryski lubią najbardziej. Lub choć trochę lubią. Jak na fana Star Wars przystało, jako pierwszy do przesłuchania wziąłem album ze środka - Lateralus.
No i tu powstał pierwszy, nie rozwiązany jak dotąd, problem. Mianowicie: czym do cholery jest Tool? Co to jest? Do czego to porównać? Bo znacznie łatwiej mi ocenić muzykę, jak mam ją z czym porównać. Nie wiem czemu. Na Last.fm napisali, że to "progressive rock" bądź "progressive metal". No sorry, ja tu słucham muzyki, nie walczę ideologicznie o tróó metal, death metal, black metal i inne śmieci. Co to znaczy, że Tool jest "progressive metal"? Dziwny ten Tool.
Manson jest Mroczny. I Zły. Przez duże "M" i duże "Z". Bo mamy takie pseudo-satanistyczne Cradle of Filth, gdzie baba drze mordę w niebogłosy, koleś szarpie struny bez ładu i składu, a wychodzi z tego generalnie hałas. Nie muzyka, hałas. Używam Kredek do perswadowania matce, że najwyższy czas już opuścić mój pokój. A Manson jest Mroczny. Tool też jest mroczny. Ale w inny sposób. I nie zawsze. Dziwny ten Tool.
Pierwsze wrażenie: coś na pograniczu kiczu-brzyndolenia i jakiejś cudownej odmiany dobrego rocka. Chyba najlepszym przykładem jest tu para "Parabol" i "Parabola". O ile pierwsze jest niczym więcej jak ww. smętnym brzyndoleniem, o tyle drugie ma już dynamikę, dramatyzm, mocniejsze uderzenie. Inna sprawa, że oba utwory tworzą bardzo dobrą całość... Dziwny ten Tool.
Wracając do początku albumu (fani SW chyba autentycznie mają wrodzone problemy z poprawną kolejnością... :>). Zaczyna sie dość obiecująco - od "The Grudge". A dalej mamy "Eon blue apocalypse". I po co to komu? Dalej. Nie wiem co mam sądzić o "Disposition" i "Reflection", jakies to takie... dziwne. Reszta jest generalnie bardzo dobra. Ze wskazaniem na "Schizm" i "Lateralus".
Chyba lubię Toola. Nie zależnie od tego, co oznacza "progressive rock"...
I tak, wiem, że w tym konkretnym przypadku fragmenty utworów nie dają kompletnie żadnego obrazu o muzyce.