20-07-2006 14:27
Nelly Furtado "Loose"
W działach: Muzyka | Odsłony: 2
Ostatnio coś mnie wzięło na Nelly Furtado. Bardzo lubię muzykę tej pani, aczkolwiek za jej fana się nie uznaję. Wbrew pozorom to ważne, gdy toczy się dyskusję z fanami nastawionymi do jej muzyki dość ortodoksyjnie.
Na początek kilka wyjasnień. Jak się dowiedziałem, istnieje coś takiego jak muzyka "nellyfurtadowa" i zazwyczaj rozumie się przez to '100% Nelly w Nelly'. Powód tego jest dość prosty - twórczość panny Furtado ciężko z czymś konkretnym na rynku muzycznym porównać. Ni to pop, ni coś folklorzastego. Zwykle rozumie się przez ten termin coś oscylującego w klimatach "Try", "Turn off the Light", czy "Forca".
Jakiś czas temu młoda Kanadyjka wypuściła na rynek swoje najnowsze dziecko - album Loose, promowany aktualnie zdaje się utworem "Maneater". Że nie będzie to album, do jakich nas przyzwyczaiła wcześniej można na dobrą sprawę wywnioskowac już z okładki, gdzie widnieje zdjęcie panny Nelly z rozpuszczonymi włosami :> (które zwykle ma ładnie, zgrabnie spięte z tyłu). No i o owe różnice własnie się rozchodzi.
Faktycznie za dużo tu z Nelly Furtado nie ma. Artystka, świętym prawem swego fachu, postanowiła coś niecoś pozmieniać, trochę poeksperymentować. O ile jej dotychczasową muzykę można było dość jasno kojarzyć z jej portugalskim pochodzeniem, o tyle w Loose się trochę... zamerykanizowała. Nie wiem dlaczego, nieodparcie kojarzy mi się to z pójściem w ślady Jennifer Lopez (bo powiedzenie w tym miejscu "r&b" było by nieco kontrowersyjne). Jednym słowem zrobiło się dużo bardziej popowato, mniej nellyfortadowo.
Jeśli ktoś ma ochotę zjeść Kanadyjkę za ostatnią płytę, to na sam początek wyciąga ciężkie działo zwące się "Promiscuous Girl", które naprawdę ostro podpada pod J.Lo i faktycznie - patrząc z punktu jej dotychczasowych dokonań muzycznych jest bardzo niefajne. Można się jeszcze doczepić do "Te Busque" w duecie z Juanesem - też czysta J.Lo. Aż się przykro robi... Płyte zamyka jeszcze kilka wolniejszych kawałków, także z ostrym nalotem czystego popu.
A teraz "ale". Ale. Ciężko powiedzieć (oj, bardzo ciężko), żeby "Afraid" się nie podobało. "Say It Right" to już praktycznie czysta Nelly, a sprawę zamyka naprawdę ładne (i text i muzyka) "All Good Things". Promocyjny "Maneater" też nie jest zły.
Album jest zdecydowanie inny od poprzednich, to fakt. Ale Nelly Furtado przecież jest artystką, więc nic dziwnego, że eksperymentuje, zmienia. W zasadzie podchodzenie do jej muzyki (ogólnie do muzyki w zasadzie) ortodoksyjnie jest równie nie fajne jak kroczki Nelly w kierunku J.Lo. Loose można podsumować jedym zdaniem: It's a little bit... different, but different doesn't mean "worse".
Na początek kilka wyjasnień. Jak się dowiedziałem, istnieje coś takiego jak muzyka "nellyfurtadowa" i zazwyczaj rozumie się przez to '100% Nelly w Nelly'. Powód tego jest dość prosty - twórczość panny Furtado ciężko z czymś konkretnym na rynku muzycznym porównać. Ni to pop, ni coś folklorzastego. Zwykle rozumie się przez ten termin coś oscylującego w klimatach "Try", "Turn off the Light", czy "Forca".
Jakiś czas temu młoda Kanadyjka wypuściła na rynek swoje najnowsze dziecko - album Loose, promowany aktualnie zdaje się utworem "Maneater". Że nie będzie to album, do jakich nas przyzwyczaiła wcześniej można na dobrą sprawę wywnioskowac już z okładki, gdzie widnieje zdjęcie panny Nelly z rozpuszczonymi włosami :> (które zwykle ma ładnie, zgrabnie spięte z tyłu). No i o owe różnice własnie się rozchodzi.
Faktycznie za dużo tu z Nelly Furtado nie ma. Artystka, świętym prawem swego fachu, postanowiła coś niecoś pozmieniać, trochę poeksperymentować. O ile jej dotychczasową muzykę można było dość jasno kojarzyć z jej portugalskim pochodzeniem, o tyle w Loose się trochę... zamerykanizowała. Nie wiem dlaczego, nieodparcie kojarzy mi się to z pójściem w ślady Jennifer Lopez (bo powiedzenie w tym miejscu "r&b" było by nieco kontrowersyjne). Jednym słowem zrobiło się dużo bardziej popowato, mniej nellyfortadowo.
Jeśli ktoś ma ochotę zjeść Kanadyjkę za ostatnią płytę, to na sam początek wyciąga ciężkie działo zwące się "Promiscuous Girl", które naprawdę ostro podpada pod J.Lo i faktycznie - patrząc z punktu jej dotychczasowych dokonań muzycznych jest bardzo niefajne. Można się jeszcze doczepić do "Te Busque" w duecie z Juanesem - też czysta J.Lo. Aż się przykro robi... Płyte zamyka jeszcze kilka wolniejszych kawałków, także z ostrym nalotem czystego popu.
A teraz "ale". Ale. Ciężko powiedzieć (oj, bardzo ciężko), żeby "Afraid" się nie podobało. "Say It Right" to już praktycznie czysta Nelly, a sprawę zamyka naprawdę ładne (i text i muzyka) "All Good Things". Promocyjny "Maneater" też nie jest zły.
Album jest zdecydowanie inny od poprzednich, to fakt. Ale Nelly Furtado przecież jest artystką, więc nic dziwnego, że eksperymentuje, zmienia. W zasadzie podchodzenie do jej muzyki (ogólnie do muzyki w zasadzie) ortodoksyjnie jest równie nie fajne jak kroczki Nelly w kierunku J.Lo. Loose można podsumować jedym zdaniem: It's a little bit... different, but different doesn't mean "worse".